PUBLICYSTYKA • z cyklu: WIEŚCI Z BAGNA TYLKO U NAS ARSZENIK I STARE KORONKI 20.08.2019 Paweł Sieger Pamiętacie ów film sprzed lat prawie siedemdziesięciu? Dwie stare ciotki [sorki LGBT, tym razem nie chodzi o was…] i siostrzeniec, który odkrywa prawdę o rodzinie? „Rodzina, rodzina, ach rodzina. Rodzina nie cieszy, nie cieszy, gdy jest. Lecz kiedy jej nima, samotnyś jak pies”. Podobno społeczeństwo, naród, wspólnota jest jak rodzina. W dobrej, staromodnej rodzinie jest babka i dziadek, którzy opowiadają jak było za Niemca albo Ruskiego [chyba że to babka i dziadek z Wysp Dziewiczych, wtedy ktoś inny jest na tapecie i ma przejechane]. Opowiadają dyrdymały i wspominki z młodości – babka i dziadek - przy świątecznym stole. Czasem coś się dziadkowi lub babci wymsknie i w łeb zaczyna brać drzewo genealogiczne, ale wyjaśnia się śniadość cery i kolor oczu. Dziatki słuchają albo i nie - bo czym prędzej chcą spieprzyć do facebuka czy innego chooy-wi-grama, by podzielić się z innymi przygłupami wiekopomnymi i bardzo gównianymi informacjami oraz zdjęciami z procesu wydalania masy kałowej. Dziadek opowiada, babka durnowato się uśmiecha, ojciec wali browca, dzieci spierniczyły w swój świat. I jest cool. To znaczy – nie jest cool, bo dziatwa ma w el doopie wspominki dziadkowo-babcine i liczą się tylko lajki, a rodzinne historie i wspominki to sobie ojciec i matka mogą w el doope wsadzić. Dobrych, staromodnych rodzin niet, połowa dzieci ma matkę i ojca, ale nie ma rodziny [niektóre z onych dzieci mają matkę, ale info o ojcu jest im raczej niedostępne]. Czyli mamy tak zwany qurva-postęp zwany progresem i ten progres postępowy jest bardzo progresywny. Ale zanim do meritum mała uwaga / zbiór pytań. Załóżmy, że nie macie prawa jazdy, a chcielibyście je mieć. I to na legalu, a nie z Ukrainy czy Słowacji. Oznacza to, że należy zdać egzamin teoretyczny i praktyczny. Zdanie pierwszego z nich zależy od imbecylowatości kursanta i / lub zasobności kieszeni, zaś praktycznego od sprawności w przemieszczaniu się po drodze i / lub zasobności kieszeni. I teraz załóżmy, że na legalu chcecie zdać ten egzamin, nauczyć się prowadzenia pojazdu mechanicznego na kategorię X, ale macie w waszej szkółce „L” do wyboru tylko dwóch nauczycieli nauki jazdy: Nauczyciel 1 - niewidoma baba z wizjami o świecie, czasie, przestrzeni oraz relacjach międzycząsteczkowych, która to baba w swoim życiu raz jechała autobusem, ale ma – zasadniczo – wizję teorii i praktyki jazdy; Nauczyciel 2 - Robert Kubica. Kogo wybierzecie, by Was nauczył jeździć samochodem? Oczywiście, zwolennicy swobodnej jazdy bez trzymanki i challengerów o nagrodę Darwina wykluczamy z sondy ulicznej przeprowadzonej na papierze cyfrowym. Dlatego wydaje się – tak podejrzewam – że większość jednak wybierze Roberta Kubicę, a nie ślepą babę z wizjami. To teraz pytanie. A nawet kilka pytań: Dlaczego uważacie, że stary, bezdzietny kawaler, o którym nie wiadomo, by poobracał nawet lalkę Barbie, jest alfą i omegą w sprawie wychowywania i edukacji dzieci, pożycia małżeńskiego i relacji męsko-damskich? Dlaczego uważacie, że stary, bezdzietny kawaler, który do sklepu po zakupy chodzi tylko wtedy, gdy potrzebne jest odpowiednie foto, wie cokolwiek o budżecie domowym? Dlaczego uważacie, że stary, bezdzietny kawaler, który od trzydziestu lat żyje z publicznej kasy – a więc z podatków, a więc z waszych pieniędzy – wie jak robić biznes? No, chyba że jednak coś wie o srebrze… Dlaczego uważacie, że Słońce Peru, które nieco ponad 25 lat temu w swoich poglądach niewiele różniło się od Janusza Korwin-Mikkego, ale po drodze odkryło w sobie ducha, duszę, serce oraz wrażliwość socjaldemokraty, to dobry kandydat na Prezia Najjaśniejszej i Odrodzonej Którejś-Tam? Dlaczego uważacie, że sztucznie roześmiany zrobioną szczęką intelektualny i moralny dadaista jest/ może być wodzem naczelnym od-sm-rodzenia? Dlaczego szalony szarpacz drutów, którego atakuje piątkowy wieczór, a którego kumple spieprzają, gdzie pieprz rośnie, to wciąż [dla dwóch czy piętnastu osób] lider i gwarant zmian? Skąd w was takie pokłady wiary, że wśród geszefciarzy bawiących się polityką jedni są dobrzy, a inni są źli, skoro cała Historia pokazuje, że dobrych było raptem ze dwóch i wszyscy trzej, co do jednego, zdechli podle srylion lat temu? I teraz zgrabnie wracamy do starego filmu o morderczych ciotkach. Czasem, nawet bardzo często, czuję się jak bratanek zaglądający do ciotek, który przekonuje się, że coś jest niezbyt halo, a trup w piwnicy ścieli się gęsto. Ludzie, zasada ograniczonego zaufania na drodze ma swój odpowiednik w życiu – NIE WIERZCIE POLITYKOM. Jeśli ktoś chce wam zrobić dobrze, to znaczy, że niezły przekręt się szykuje i wy za niego zapłacicie. Ciotkami będą wymuskani politycy, a arszenikiem obietnice. OK – musi się pojawić temat wolności. Prawdziwej. Ale to w innym tekście. • POLITYKA KOMENTARZE Chcesz dodać komentarz? Brak aktualnych komentarzy. * Redakcja Mazovia24.pl nie ponosi odpowiedzialności za treści umieszczane jako komentarze i na bieżąco usuwa wszelkie materiały uznawane za obraźliwe. Zawartość każdego wpisu wyraża osobiste poglądy i opinie autora. Zabrania się umieszczania treści obraźliwych, obscenicznych, wulgarnych, oszczerczych, nienawistnych, zawierających groźby i innych, które mogą być sprzeczne z prawem. Złamanie tej zasady będzie przyczyną natychmiastowego usunięcia wpisu. |